Jestem tylko kobietą... Zagubioną, zaplątaną, potykającą się w codzienności zdarzeń... Lubię mój mały świat zapełniony marzeniami, między którymi ostrożnie stąpam... Potrzebuję odrobiny zainteresowania, czułości, ciepła w oczach i słowach, bliskości i poczucia bezpieczeństwa...
Wczoraj spotkał mnie natarczywy ton głosu, pretensje i opryskliwość... Nigdy wcześniej nie mówił do mnie w ten sposób... Pełen zazdrości, odpychający... Nie wiedziałam, czy na pewno rozmawiam z człowiekiem, którego kocham?
A przecież chciałam dobrze... Opowiedzieć jak poszło mi na jazdach, to dla mnie bardzo ważne... (a przejechałam wczoraj prawie 100 km). Każda pochwała instruktora liczy się dla mnie ogromnie... Staram się być perfekcjonistką i jestem zła na siebie, jeśli samochód zgaśnie, czy jakiś manewr wykonam za wolno... Trafiłam na człowieka, który rozumie mnie, wie jak pokazać, bym za pierwszym, czy drugim razem zrobiła poprawnie... To, że jestem dyspozycyjna sprawia, że mam jazdy prawie codziennie... Inni muszą czekać nawet tygodnie by dopasować termin... A ja praktycznie mogę codziennie od wczesnych godzin rannych, do wieczora... Nie jestem ograniczona pracą, szkołą, rodziną... I pochwała, ilość godzin spędzanych z instruktorem i dobry kontakt to przecież nie jest przejaw flirtu z mojej strony...
Jazda samochodem potrafi rozproszyć złe myśli i nastrój... Za oknem ucieka droga, obok mijają samochody... Gra radio, ja jadę i nucę pod nosem, czasem głośniej zaśpiewam...
Nie wiem dlaczego potraktował mnie jak obcą osobę... Chłodno, rzeczowo... Ja rozumiem, że zmęczenie, stres, niewyspanie, brak nikotyny... Nigdy nie potrafił się na mnie pogniewać, a teraz wszystko go drażni... Skąd ta zazdrość? Już jakiś czas czuję, że coś się dzieje... Pytam, on milczy... Bo tak łatwiej? Rozmawialiśmy... Długo...
Stwierdził, ze wydaje mu się, że poświęca mi za mało czasu... Ja przecież się nie skarżę, choć więcej czasu spędza ostatnio z kolegami niż ze mną... Powiedział, że będzie starał się to zmienić, bo dobrze mu ze mną i nie chce tego stracić... Wyszedł, rozładował się, przeprosił... Hmm... A ja?