...
Jak bardzo chciałabym mieć teraz w sercu ten cały nieporządek powstały ze szczęścia i miłości... Chwytałabym garściami i zachłannie pakowała do kieszeni i wszelkich zakamarków... Połykałabym łapczywie, by zostało na dłużej, na zawsze... Dławiłabym się uczuciem, delektowałabym aż wypełniłoby mnie do głębi, wylewając się...
Nie chcę usłyszec, że wszystko jest dobrze, kiedy czuję, że tak wcale nie jest... Kiedy został nam ostatni weekend przed rozpoczęciem jego zjazdów... A potem cały kołowrotek związany z pracą i studiami...
Żar dogasa powoli?
Czy ginie nagle jednym silniejszym podmuchem wiatru?
Jak go podsycić, by ogień buchał na nowo pełen namiętności?
Czy to reakcja samoczynna, dwustronna, jego, moja?
***
Tata w szpitalu... Ale już wiedzą co i jak... Zaczną leczyć, pomogą... I znowu dzięki znajomościom nie trzeba czekac miesiąc na sale, tylko komfortowy, dwuosobowy pokoik od zaraz... Dobrze, że tam jest - teraz będzie lepiej... Nie spałam prawie całą noc, czuję się taka zmęczona... Dopiero teraz nerwy kilku ostatnich dni powoli ze mnie schodzą... Nie mam ochoty na wychodzenie dziś z domu, tylko na kąpiel i sen... Chciałabym żeby Kuba zrozumiał, że teraz nie chcę nigdzie iść, że liczy się zdrowie taty... Jak mam się bawić wiedząc, że on lezy w szpitalu? Nie lubię słyszeć, że jest dobrze i rozumie, wiedząc że ma mi za złe podjęte decyzje...