...
Ostatnio zbyt często myślę o przemijaniu... O niepowtarzalności... O tym, że coś minęło i już więcej się nie powtórzy... Trochę żyję wspomieniami, obrazami, smakiem... I żal mi, że tydzień w raju minął bezpowrotnie, że pewnie nigdy już nie zobaczę tego miejsca - a pozostaną tylko zamazujące się obrazy i blednące zdjęcia, które i tak nie oddadzą tego, co chłonęły oczy...
I tak z naszym życiem... Cały czas w głowie kołaczą myśli, że oto teraz mijają najpiękniejsze lata mojego życia... Że koniec studiów, praca... Brak obowiązków, zobowiązań, dzieci... Że żyję dla siebie - a na wszystko inne mam czas... Inni zazdroszczą, a ja zamiast się cieszyć myślę o przemijaniu...
Nie rozumiałam ludzi mówiących o kryzysach... Przecież mnie to nie dotyczy... Ostatnio się duszę. Wypalam się. Mam wątpliwości. Czuję się oddalona o miliony lat świetlnych. Przeraża mnie to, co będzie dalej - ślub i te 30.000 PLN do uzbierania, a potem kredyt na dom... I jak sobie pomyśle ile lat odkładania, wyrzeczeń, by po 30 latach w wieku 50-paru lat być zmęczoną życiem, ale na swoim... Nie śpieszy mi się... Zrobiłam się chyba zbyt wygodna...