...
Formalnie zaręczona... Już nie dziewczyna, a narzeczona :)
Spojrzenia niespojrzane... Marzenia spełnione... Sny słodkie... Romantyczna, uczuciowa, wrażliwa... Cała ja... Trochę zagubiona w otaczającym mnie świecie... Z mojego okna bliżej jest do gwiazd... Nauczyłam się, że mogę robić wszystko dopóki nie krzywdzę innych ludzi...
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
27 | 28 | 29 | 30 | 01 | 02 | 03 |
04 | 05 | 06 | 07 | 08 | 09 | 10 |
11 | 12 | 13 | 14 | 15 | 16 | 17 |
18 | 19 | 20 | 21 | 22 | 23 | 24 |
25 | 26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 31 |
Formalnie zaręczona... Już nie dziewczyna, a narzeczona :)
Licencjat napisany, oddany promotorowi.
Wyszła taka mała magisterka - 91 stron. Cieszę się, że moja praca była jedną z dwóch, które zabrał do domu... Na promotora jednak narzekam. Myślałam, że to dobrze, jeśli ktoś nie robi problemów... Ale to nie dobrze, gdy olewa... Zwłaszcza, że piszę pracę po niemiecku... Nie znajduje błędów, bo nie czyta prac... Akceptuje licencjat, nie biorąc go do domu, bez czytania... Najbardziej lubi oglądać obrazki i mówić do innych "niech pani sama sprawdzi sobie w domu pod względem plagiatu". A na każde pytanie odpowiada "to pani praca, pani przecież wie najlepiej!"
Jeszcze trochę i zacznie się sesja.
Życiowa... I nie ukrywam, że boję się. Nie chcę września, chcę mieć wakacje z prawdziwego zdarzenia i odpocząć. Siedzę z kalendarzem i nawet nie umiem poukładać rozsądnie terminów egzaminów... Jeden ważniejszy od drugiego, a i tak będzie ze mało czasu.
Walczę ze stanami lękowymi.
I z nerwicą natręctw.
Co u mnie?
Mordercze tempo, terminy gonią, czas ucieka, dni przelatują między palcami… Nie wiem nawet kiedy!
Jestem na finiszu licencjata, jak na razie prawie 70 stron… O promotorze się nie wypowiadam, bo to człowiek zagubiony w sobie, zmieniający zdanie 5x w przeciągu 5 minut i podający każdemu inną wersję swoich zamierzeń… Mówił, że licencjat muszę oddać do 31.05. Więc rozplanowałam pracę, pisałam codziennie coś, ale ze spokojem - bo przecież tyle czasu… Jednak zmienił zdanie… Całość muszę oddać w poniedziałek! Teraz nie jem, nie śpię - a piszę i mam już tego serdecznie dość… Dziś dla odmiany nie mogę się do tego zabrać.
W kwietniu podładowałam akumulatory. Byliśmy nad morzem, we Władysławowie… Byliśmy na Helu. Byliśmy w SPA. Wszystkie problemy, zmartwienia, książki zostawiłam w Poznaniu. A tam beztroskie oderwanie od rzeczywistości… Czas spędzony razem, masaże, maseczki, kąpiele z lampką czerwonego wina, wylegiwanie się w saunie i jacuzzi. Nie do opisania…
A potem znów powrót do szarej rzeczywistości…
Wczoraj złożyłam dokumenty w Urzędzie Miasta. Potrzebują studentów na staż jesienny. Mam czekać 2 tygodnie. Zobaczymy.
Proszę państwa 04.06. kończę zajęcia… Potem ostatnia sejsa [oby].