...
Co u mnie?
Mordercze tempo, terminy gonią, czas ucieka, dni przelatują między palcami… Nie wiem nawet kiedy!
Jestem na finiszu licencjata, jak na razie prawie 70 stron… O promotorze się nie wypowiadam, bo to człowiek zagubiony w sobie, zmieniający zdanie 5x w przeciągu 5 minut i podający każdemu inną wersję swoich zamierzeń… Mówił, że licencjat muszę oddać do 31.05. Więc rozplanowałam pracę, pisałam codziennie coś, ale ze spokojem - bo przecież tyle czasu… Jednak zmienił zdanie… Całość muszę oddać w poniedziałek! Teraz nie jem, nie śpię - a piszę i mam już tego serdecznie dość… Dziś dla odmiany nie mogę się do tego zabrać.
W kwietniu podładowałam akumulatory. Byliśmy nad morzem, we Władysławowie… Byliśmy na Helu. Byliśmy w SPA. Wszystkie problemy, zmartwienia, książki zostawiłam w Poznaniu. A tam beztroskie oderwanie od rzeczywistości… Czas spędzony razem, masaże, maseczki, kąpiele z lampką czerwonego wina, wylegiwanie się w saunie i jacuzzi. Nie do opisania…
A potem znów powrót do szarej rzeczywistości…
Wczoraj złożyłam dokumenty w Urzędzie Miasta. Potrzebują studentów na staż jesienny. Mam czekać 2 tygodnie. Zobaczymy.
Proszę państwa 04.06. kończę zajęcia… Potem ostatnia sejsa [oby].