...
Święta przeminęły z wiatrem, za szybko... Pierwszy raz spędzałam Święta u niego w domu, z jego rodziną... Taka prawie moja już...
Moja kobiecość hamowana hormonami... Czasem czuję się taka pusta w środku, jakby cała moja kobieca natura zwinęła się w kłębuszek i zasnęła snem spokojnym... Bywam płaczliwa i miewam ataki grubości... I mam nadzieję, że miną... Bo tak źle czuć się nieatrakcyjną - nawet w jego ramionach...
Bardziej sentymentalna... Przed oczami płyną te wszystkie piękne chwile... Jak strzępy, urywki, kawałki - przeplatają się, wcale nie ułożone w jedną całość...
Bo ten spacer brzegiem morza i rozgrzany piasek pod stopami... Wiatr rozwiewa włosy moja dłoń schowana w jego... I poszukiwanie tych najmniejszych muszelek... I te rozmowy szeptane, ukołysane...
Bo te śniadania prosto do łóżka i wymykanie się rano, podczas gdy brałam prysznic, do sklepu po świeże bułeczki, kawę i fantazyjny jogurt...
Bo pamiętam jak w maju przepracowaliśmy razem cały weekend na festynie... I sprzedawanie to dla nas żadna praca, bo razem traktowaliśmy to jak zabawę, a obsługiwanie klientów przynosiło radość... W wolnej chwili granie w statki, ukradkowe przytulenie... A gdy poszedł kupić obiadek i wrócił z tym... To już na samo wspomnienie uśmiecham się szeroko :o).
I jak tu nie kochać tego mężczyzny?