...
Bardzo intensywny tydzień za mną... Zachciało mi się studiować dziennie i pracować... Bo tak fajnie kiedy stać Cię na wszystko... Na uczelni taryfy ulgowej nie ma... Praca kosztem nauki, szaleńcze nadrabianie po nocach i nauka [raczej braki w nauce, no bo kiedy?], kosztem czasu wolnego i mężczyzny, który przy mnie trwa... W rezultacie tylko stres [czy zdążę się przygotować?], gonitwa za czasem i snucie się półprzytomną z niewyspana...
Zrezygnowałam z pracy...
Niestety nie da się studiować od 9:45 do 18:15, pracować, uczyć się i mieć go tylko dla siebie częściej niż kilka chwil...
Dosłownie chwil... Ciągle się mijamy, a jeszcze jego firma utrudnia nam życie... Jutro mieliśmy iść na ślub wspólnego kolegi, a w sobotę na targi turystyczne wybrać wreszcie biuro podróży i zdecydować się na jakiś kraj, do którego pojedziemy na wycieczkę... Mieliśmy, bo idę sama... Nie ma to jak szkolenie, gdzieś tam pod Łodzią... Znalazłam świetną ofertę wyjazdu na Tropikalną Wyspę pod Berlinem... Za grosze... Należy nam się odpoczynek i w tym zabieganiu, chcę byśmy znów zbliżyli się do siebie i potrzeba nam tych chwil tylko we dwoje... Wyjazd w nd, powrót w pon... Ale załatwienie wolnego poniedziałku na miesiąc przed wyjazdem graniczy z cudem... Jestem zła... Choć to nie jego wina...
Jeśli chodzi o studiowanie przechodzę kryzys III roku...