...
Byłam w szpitalu odwiedzić tatę... I nie widzę żadnej różnicy - męczy się tak samo jak wtedy, gdy był w domu... Temperatura nie spada, cały spocony, wycieńczony, nie ma sił by jeść... Z tą rożnicą, że tu dostaje kroplówki, leki... Że lekarz i pielęgniarka, są obok i pomogą... Towarzysz sali sympatyczny i rozmowny... Ucieszył się z odwiedzin...
I przypomniało mi się jak to ja leżałam ostatnio w szpitalu... Jak czekałam na odwiedziny a czas dłużył się niemiłosiernie... Cieszyłam się z odwiedzin obcych mi ludzi, byle przerwać tylko monotnonię dnia codziennego... Budziłam się rano z nadzieją, że tym razem przyjdzie on... Nie przyszedł, choć tak czekałam... Nie wypominam, ale raz na jakiś czas przypomina mi się jak bardzo wtedy liczyłam na niego... A jego zabrakło... Jak bardzo potrzebowałam, a jego nie było obok...
Mam taki metlik w głowie... Czuję się zmęczona psychicznie, nerwowa, płaczliwa... Chciałabym się teraz przytulić, powiedzieć jak bardzo się boję i jest mi źle... Niestety nie mam do kogo...
I powiedźcie mi jak mam siedzieć z nimi w tej chwili w jacuzzi, wiedząc, że tata lezy taki słaby, podłączony do tych wszystkich kroplówek?
Ja tylko chcę żeby zrozumiał...
Nic więcej... Nie zmuszał, nie kazał wybierać...
Dodaj komentarz