...
W pracy dobrze - gdyby nie studiujące weekendy od 8:00 do 19:30 (i to aż 3 w miesiącu), to nawet miałabym kiedy odpocząć. I mijamy się... Okrutnie... Z reguły kiedy ja mam zjazd, on ma wolne i odwrotnie... Ironia losu!
Dumna jestem z mojej samodzielności... Sama opłacam studia, pokrywam wszystkie wydatki związane z samochodem i dojazdami gdziekolwiek, odkładam na wakacje, zbieram na nasz ślub. Moje Kochanie odkłada zawzięcie na nasz dom - a raczej na nasz wkład własny pod kredyt na budowę domu - bo w dzisiejszych czasach bez kredytu raczej się nie obejdzie. A ja zbieram na koncie oszczędnościowym i spieniężam na lokacie.
Z koleżanką sekretarką raz lepiej raz gorzej... Raz płacze, raz się śmieje, czasem uderza głową w ścianę [w dosłownym tego słowa znaczeniu].. Marzy o adopcji, a odmawia kiedy pojawia się taka szansa. Cóż... Zachciankę sobie znalazła. Staczam boje, bo nie cierpię kobiet, które traktują dzieci jak przedmioty!
Zastanawiam się jak zaplanować urlop. W styczniu trzeba wyznaczyć urlopowe dni do końca roku... I jak mam to zrobić? Nie wiem kiedy dokładnie przypadnie sesja... W czerwcu, czy na początku lipca? Na drugim roku będziemy mieć ją najprawdopodobniej w grudniu, ale jak to zaplanować z prawie rocznym wyprzedzeniem? Jedyne co próbowałam ustalić to długi wakacyjny urlop. Po debacie z ukochanym wyznaczyliśmy sobie sierpień, w lipcu pojedziemy pewnie na weekend nad morze, a w sierpniu chcemy wyskoczyć gdzieś dalej. Pojechaliśmy do biura podróży, zabraliśmy katalogi, ale wstrzymaliśmy się z rezerwacją. Całe szczęście! Kiedy chciałam uzyskać akceptację prezesa na sierpniowy urlop, ten oznajmił mi, że on na swój wybiera się w lipcu i mam wziąć mój urlop w tym samym terminie, aby się pokrywały przynajmniej częściowo... Eh... Cóż poszłam na rękę, zmieniłam plany. Ale zawsze tak nie będzie... Jeśli wszystko dobrze się ułoży za rok będę bronić mgr, wtedy nie ma narzucania mi terminów, tylko biorę urlop przed obroną...
Byle tylko nie ulegać...