...
Minał 6 tydzień...
I to wcale nie Prima Aprilis... Tak dlugo nie widzielismy się już... Mielismy spotkać się dzisiaj, ale cos nie kwapił się ku temu... Miał pomóc w przerobieniu piosenki na ustna maturę z języka polskiego... Miałam pokazać, wytłumaczyć - jak skrócić, gdzie wyciszyć... Piosenka została jednak przesłana mailem... Wysłałam smsa rano z zapytaniem o plany na dzisiejszy dzień... Odpowiedział krótko, że planów żadnych nie ma... A przecież ja... Ale nie napisałam, że przecież my... Może zle zrobiłam, unoszac się - odpisujac, że w takim razie życzę mu miłego dnia...
A na gg... Pytania o imprezy, które sa niby powodem, dla którego wyłaczylam telefon na cała noc... Na aluzję o "ciagnieciu dwoch sroczek za ogon" odpowiedziałam kolejnym przysłowiem "czego oczy nie widza temu sercu nie żal"... Zakwestionował moja wiernosc, stwierdzajac, ze ma prawo do podejrzeń... A ja? Powiedział, że nie wie o co mi chodzi, ze tak czaiłam się na to spotkanie dzisiaj... A skoro nie dzisiaj? Za tydzień moge już leżeć w szpitalu, a on nie odwiedzi mnie, czego jestem prawie pewna... Stwierdził, że był pijany, wrócił o 4 do domu po imprezie i na kacu nie zrozumiał mojej aluzji dotyczacej naszego spotkania... A ja uznałam, ze te smsy wymijajace sa, że nic na siłę, skoro nie chce - ja prosić się nie będę..
Zabrzmiało jak wyrzut, że powinnam wiedzieć już, że z nim to tak zawsze... I jesli JA CHCIAŁAM przyjechać to mogłam... Pytanie czy on chciał? Rozmawiajac z nim zaczełam się obwiniać, o tego smsa, że byłoby inaczej, że zepsułam, a to wszystko przeze mnie... A przecież to nie jest tylko i wyłacznie moja wina... Dluga rozmowa, wiele więcej do napisania... Brak sił...
I tylko wizyta u kosmetyczki poprawiła humor...
Postanowiłam się spotkać jutro z Kims... Bo tak... Bo poznałam, bo dogadujemy się swietnie, bo czuję namiastkę szczescia... Nie wiem co będzie dalej... Oby jutrzejszy dzien przyniosł rozwianie choć jednej watpliwosci...
Dobranoc...