Moja terapia - muszę się wypisać... Zbyt...
Optymistyczny akcent powrotu do domu po ciężkim dniu... Moja orchidea zakwitła pięknym fioletem... Chociaż ona wie jak obudzić się do życia... A dzisiaj... 2,5h wieczornego spaceru po Poznaniu... Wymuszonego spaceru, gdyż skończyłam zajęcia wczesniej i musiałam poczekać na konsultacje z niemieckiego... Wynik tego spaceru? Głębokie przemyslenia, które chyba tak naprawdę do niczego mnie nie doprowadziły... Zrobiłam postępy - zaczynam się usmiechać... Do samotnych, idacych ze spuszczona głowa dziewczyn... Dziwne jak łatwo wyłowić z tłumu własnie te nieszczęsliwe... Hmmm... Moje mysli obezwładniaja mnie... Może to pod wplywem wczorajszej rozmowy z Marta - nasza wspólna znajoma? On cierpi, On żałuje, On nikomu nic nie powiedział, nie przyznał się jak to jest między nami... Wszyscy nadal mysla, że my... Tak bylismy razem - ja już umiem używać tego czasu, nigdy nie sadziłam, że może być on aż tak istotny... Zakochane pary osaczaja mnie... Sa wszędzie, w autobusie, tramwaju, sklepie, na ulicy. Gdzie tylko nie spojrzę, ktos się do kogos przytula, on ja całuje, ona trzyma go za rękę i delikatnie głaszcze... A ja? Ja zagryzam wargi, odwracam wzrok i wpatruję się martwym wzrokiem w okno... A dzisiaj popłynęly łzy... Tak po prostu... Za dużo czułosci wokół mnie... Dzisiaj jednak nie odwróciłam wzroku... Tylko tępo patrzyłam na ta szczęsliwa parę, na wpatrzone w siebie oczy i rozmarzenie na ich twarzach... I... Rozpłakałam się... Może płakałam dostrzegajac ich szczescie? A może dopiero uswiadomiłam sobie jaka pustka mnie ogarnia, gdy nie czuję splecionej z moja Jego dłoni... Żadnej innej... Jego...