...
Nastrój zadumy, nostalgii i melancholii... Samotna, pochylona nad grobem, wsród spadajacych pozłacanych lisci... Spacer krętymi, cmentarnymi alejkami, szeptane modlitwy i łuna od blasku tysięcy zapalonych zniczy... Stojac na wzgórzu i przygladajac się migoczacym płomykom w oddali...
Przydworcowa kawiarenka... Jedyne otwarte dzisiaj miejsce w miasteczku... Ciastko i imbirowa kawa... Przygladałam się przyjeżdżajacym i odjeżdzajacym pociagom... Spokojna, wyciszona, zamyslona... Cała ja... I lubię ten mój stan... Chwila odpoczynku, wytchnienia od codziennego zabiegania...
Tyle mysli... Czuję się taka maleńka, zupełnie zagubiona we wszystkim, w moim życiu... Wczoraj wtulona w Tomka rozpłakałam się... Tak po prostu, nie mogłam powstrzymać łez... A on widział je, wystraszony przytulał i obwiniał się... Czuję, że oddalamy się od siebie... A ja kolejny raz nie wiem co robić... Chce zrezygnować ze swojego szczescia, bym mogła być szczesliwa z innym... Ale czy Kuba na to zasługuje? Takie poswięcenie, oddanie, teraz ból, smutek i samotnosć... Wieczorny spacer z Tomkiem... Cmentarnymi alejkami, obok siebie... Zapalenie zniczy przy opuszczonych grobach tych maleńkich, kilkudniowych dzieci, na których płytach widnieje napis Spij Aniołku... Zamyslenie...
Odwiedziłam Darię... Czekałam na to spotkanie... Choć znowu wlało we mnie smutek i ogromna chęc zaopiekowania się ta dziewczynka, chronienia jej przed złem... Przywitał mnie krzyk, straszliwy męski wrzask... Nie wiem czym można zasłużyć sobie na takie zdenerwowanie i wykrzykiwanie gorzkich słów... Nie wiem czym zasłużyła sobie na to ta dziewczynka... Wiem tylko jedno - kiedy zobaczyłam jej duże, pełne łez oczy, arogancko wyprosiłam tego mężczyznę w pokoju... A Daria chora, z wysoka goraczka, okropnym kaszlem... Ucieszyła się bardzo, ale w oczach widziałam strach...
- Dlaczego ten pan tak strasznie krzyczał? - zapytałam siadajac na łóżeczku, w którym leżała.
- Bo jestem chora...
- Ale to nie Twoja wina kochanie...
- Ale ja bawiłam się... A nie powinnam się bawić...
- Jak to? Jestes mała dziewczynka i masz prawo do zabawy...
- Nie... Mam siedzieć cicho i się nie odzywać...
Pogłaskałam ja po główce i zrobiło mi się przykro... W jej smutnym swiecie, tak okrojonym nie ma miejsca na zabawę? Zaczęła bardzo mocno kaszleć, prawie się przy tym duszac... Zawołalam jej babcię i poprosiłam by dała Darii syrop na kaszel, który tak mocno ja męczył... Kobieta zmieszała się i cicho powiedziała, że Daria nie otrzymuje żadnych leków, bo nie maja pieniedzy na wykupienie recept... Nie zostało mi nic innego jak tylko pójsc do dyżurujacej w swieto apteki i kupic jakis syrop o słodkim smaku, ułatwiajacy odkrztuszanie... Podałam go maleńkiej i widziałam jaka ulgę przyniosło jej lekarstwo, babcia dziewczynki była mi ogromnie wdzięczna...
Próbujac rozweselić Darię wyciagnęłam paczuszkę ze słodyczami, które kupiłam wczesniej i zapakowałam... Czułam przyjemnosc stojac w supermarkecie przed półka z łakociami i wybierajac cos słodkiego, dla maleńkiej... Wiem jak ciężko jest tam z pieniędzmi i wiem jak jej babcia rezygnuje z wszystkiego dla siebie, by tylko cos odłożyć dla Darii... Wiem, że często lizak jest dla niej najsłodszy... A ja zgarniałam do koszyka po kolei batoniki, cukierki, lizaki, czekoladki... A jej zdziwienie i ogromna radosć przy otwieraniu prezentu przez cały dzień mam przed oczami...
- Ojej to naprawdę dla mnie?
- Oczywiscie...
- Mogę się z Toba podzielić, nigdy nie dostałam tylu słodyczy.
- Nie... Nie musisz... Ja nie lubię słodyczy, one sa tylko dla Ciebie... - w tym wypadku klamstwo jest jak najbardziej wybaczalne
- A czy mogę teraz spróbować? Ja nigdy tego nie jadłam, tylko widziałam w telewizji, albo w sklepie...
- Tak..
Minęła godzina, na wspólnych rozmowach, obdarowywaniu... Dałam jej moje zabawki, te których żal mi było wydać... Lalki, maskotki, kolorowe ksiażeczki... Tak bardzo się ucieszyła... Przygarniała wszystko do siebie, ogladała i przytulała...
- Kiedy znowu do mnie przyjdziesz?
- A chcesz żebym przyszła?
- Tak, bardzo chcę! Jak długo będę musiała na Ciebie czekać?
- Niestety troszeczkę... Przyjadę do Pobiedzisk dopiero przed Swiętami Bożego Narodzenia... - Zasmuciła się i skuliła w sobie...
- Nie martw się. Na pewno Cię odwiedzę...
- Przytulisz mnie?
- Tak...
- Hmm... A tak w ogóle, to powiedz mi, co chciałabys dostać od Gwiazdora? Jaki prezent miałby znalezć się pod choinka?
- Nie wiem... - smutno pokręciła główka...
- Oj na pewno jest jakas rzecz, o której marzysz... Powiesz mi?
- Ale do mnie nie przychodzi Gwiazdor...... Nigdy go tutaj nie było, on o mnie nie pamięta...
- Wiesz co? Jestem pewna, że tej zimy przyjdzie do Ciebie i zostawi piękny podarunek - usmiechnęłam się...
- Tak?
- Tak, musisz tylko cierpliwie doczekać Gwiazdki...
Dostaniesz prezent... I to nie jeden... Obiecuję... Zrobię wszystko, by przychylić Tobie kawałek normalnego dzieciństwa... Ja... Nie wyobrażałam sobie jako dziecko, Gwiazdki bez worka prezentów pod choinka... Zawsze było ich wiele... Czy można nie dostać niczego? Patrzeć na choinkę wiedzac, że i tak nic się pod nia nie znajdzie... I znowu przeogromna chęc zabrania jej stamtad... Kilka dni wakacyjnych dni... Jak tylko odłożę pieniadze... Kino, lody, wspólnie spędzony czas... Postaram się...