Jak dawno mnie tu nie było... Zakurzone, zaniedbane blogowe miejsce... I choć tyle razy chciałam napisać, poczytać, zawsze było coś ważniejszego, zawsze kurczył się czas.
Święta minęły spokojnie... Zresztą nawet nie wiem kiedy minęły, kiedy przyszły... Nie czułam tej atmosfery wszystko biegiem, byle szybko, byle zdążyć. Sylwester domowy na tyle, że po północy spałam już snem sprawiedliwego... Przemęczona jestem ot co.
Nie umiem przyzwyczaić się, że nagle ktoś zabrał mi cały czas... Czas dla siebie samej i dla ukochanego... Nie umiem tak ciągle się mijać, widywać się w biegu... Coś za coś!
Jestem pracoholiczką. Nie sądziłam, że tak cholernie ciężko będzie pogodzić pracę na cały etat, studia i prywatność... Wracam po pracy do domu i studiuję... Bo przecież zaocznym trzeba dowalić wszystkiego do domu... Praca semestralna na 20 str, praca seminaryjna na 10 str, jakiś referat na 30 min mówienia, do tego gramatyka, lektura, jakieś projekty...
Na razie daję radę, jest ciężko, ale staram się jak umiem najlepiej. Brakuje mi studiowania w trybie dziennym, gdzie na wszystko człowiek miał mnóstwo czasu... Pamiętam jak na wykładach z turystyki śródziemnomorskiej marzyłam o dalekich podróżach... Tylko pieniędzy brak na spełnianie tych marzeń... I wakacje długie i spotkania z przyjaciółmi...
Teraz jest na odwrót... Dostałam umowę na 2 lata, dostałam podwyżkę, asystuję dalej. Pieniądze są w nadmiarze, brak czasu na ich wydawanie... Teraz jest na wszystko, zostaje po każdej wypłacie, a jakoś nie cieszy tak jak powinno... Mogę wsiąść w samolot lecieć jutro do Egiptu - gdyby tylko dostać urlop... Urlop magiczne słowo - 2 tygodnie oddechu... Już nie ma spontaniczności, wszystko trzeba planować, wyczekiwać... I co z tego, że powyżej średniej krajowej, jak jest się ograniczonym...
2009 to był dobry rok.