...
Dzisiaj obudził mnie smutek... Rozrzucone, jasne włosy na mokrej poduszce... Od łez... Tak dawno nie płakalam przez sen... Obudziłam się i napisałam do niego smsa... Z przywzwyczajenia... Skasowałam... Założyłam biała opaskę, tę która kupilismy dla siebie wspólnie, nasz znak...
Wsiadlam w autobus i pojechalam przed siebie... Na dobre rozpłakałam się... Życzliwy, obcy chłopak podszedł i podał mi chusteczkę... Zakreciło sie w glowie, zaciemniło w oczach... Zasłabłam... Powrót z tata autem do domu...
Podejdz... Przytul... Powiedz, że mnie potrzebujesz...
Mysle, że byłoby lepiej, gdyby on zniknał z mojego życia... Gdybym to ja zniknęła... Nie chcę spotkań, rozmów... Nie potrafię najbliższego człowieka zamienić na znajomosc... Jestem skomplikowana istotka... Z poczatku ostrożna i nieufna... W miarę zdobywania pewnosci gotowa do każdego poswiecenia, najtrwalszych uczuc... Przez 3 miesiace zyłam jego życiem... Stało sie czescia mnie, czescia mojego życia... Cieszyłam się z każdego sukcesu, tak jakby to mnie udało się dokonać czegos wielkiego... Smuciła mnie każde niepowodzenie... Niepokoiłam się gdy cos było nie tak...
Gdy ja zaczełam czuć - jego uczucie przestało istnieć...
I nie wierze w słowa, ze to przez moja nauke, mature, brak czasu... Prawdziwe uczucie przetrzyma wszystko...
Nie potrafię skupić się na nauce... 25.11. Wystawienie ołówkowych ocen... A ja? Ja zatracam swoje marzenia...
Zapytałes, czy bedzie kiedys mozliwosć powrot do siebie? Czy po to się odchodzi? By uciec od problemów, przeczekac, a kiedy jest dobrze to wracać i żyć szczęsliwie?
Skoro było wspaniale? Dlaczego teraz jest pusto?
Zakończylismy nasz taniec, muzyka przestała grać...
Obudziłes mnie z naszego wspólnego snu...
Czuję się maleńka dziewczynka, która ponownie tak mocno zaufała... Została poprowadzona za raczkę z ufnoscia w oczach do ciemnego lasu i tam pozostawiona... Opuszczona nie umie się wydostać... Bładzi wystraszona, gubiac się i potykajac...
Pójdę na górę, posiedzę cichutko i będę udawała, że nie istnieję...
Chciałabym tylko pocałować go na pożegnanie... Powiedzieć jego mamie do widzenia... I samotnie układać moje życie...
Też tak mam... To dziwne i pokrętne ze strony losu/ich-samców? Choćbyś może i chciała, bronisz się - przed niewypałem, cierpieniem. Podczas gdy on odurza Cię wyznaniami. Gdy już ulegasz - stwierdza, że NIE. Nagle. Jak policzek. Wbrew wszystkiemu, o czym Cię zapewniał. I zostajesz - sama, z rozdziczałym uczuciem w sercu, bólem, pewnym poniżeniem i dezorientacją... Ty też znasz ten schemat tak dobrze..?
Ciężko przejść od kochania do lubienia... Zwłaszcza po zawodzie. Miłość się z czasem wypala, ale jakaś jej cząstka pozostaje w Tobie. Zaczyna gnić, wrastać, podsycana stycznością z nim. Każde spotkanie, choć już na stopie koleżeńskiej, jest jak rozbabrywanie rany. Trujące. Zatruwa wszystko. .... Jak ja Cię rozumiem :(
A on? Beztroski, nie poczuwający się, rżnący głupa - jakby \"sprawy\" nie było.
:* Nie płacz, Kochana.
Chciałabym teraz mocno Cię przytulić.
Ale to nierealne.
Więc tylko przesyłam garść pozytywnych mysli droga internetowa (coś jak telepatia, tylko przez neta:))
Dodaj komentarz