...
Prawie tydzień dochodziłam do siebie po przylocie do kraju…Tam życie toczyło się zupełnie inaczej… Zmiana klimatu, czasu, odmienne jedzenie, wszystkie problemy zostały w Polsce… Jedynymi wyznacznikami czasu były godziny posiłków, których staraliśmy się przestrzegać, by nie zastać niedojedzonych przez wygłodniałych Rosjan resztek śniadania, czy obiadu… Leniwe życie… Długie spacery, opalanie nad basenem, czy kąpiele w morzu… Zwiedzanie tamtejszych bazarów, kramików i sklepików… A także wycieczki - zafundowaliśmy sobie 6h rejsu jachtem oraz wizytę w delfinarium i zwiedzanie miasta Antalya. Odpoczęłam… I warto zbierać, odkładać, oszczędzać na takie wakacje… I nie martwić się o to czy będzie padać, czy nie następnego dnia… Pierwsze pieniądze na wakacje 2010 już odłożone, do września przyszłego roku będzie jak znalazł :). Mam tylko nadzieję, że urlop dostanę!
Ciepłe podmuchy wiatru, opalające na złocisty brąz słońce… Woda czysta i przejrzysta, nawet ze statku widać było dno… Do tego bardzo ciepła, nie miało się ochoty w ogóle z niej wychodzić… Bujna śródziemnomorska roślinność… Na wyciągnięcie ręki dojrzewające na drzewach banany, figi, czy limonki… Do tego różnobarwne krzewy i kwiaty, kwitnące palmy i kolorowe kaktusy… Zielono tam, mnóstwo deptaków, parków z tryskającymi fontannami, zielone mosteczki wtopione w nadmorski krajobraz… I kolorowe, zwiewne, trzepoczące na wietrze sukienki, ukochany obok i nic więcej do szczęścia nie jest potrzebne…
Człowiek napiszę notkę, a komputer nagle się wyłączy… Cóż… Złośliwość rzeczy martwych, czas zejść na ziemię z tureckiego nieba… A tu trochę obawy i strach. Zostały mi ostatnie 2 tygodnie wakacji, mnóstwo spraw do załatwienia zanim zacznę pracować… Tak dużo obowiązków na głowie jeszcze nie miałam… Nie wiem czy dam radę… Przede wszystkim muszę się dostać na własną uczelnię!
Dodaj komentarz