...
Zaniedbałam. Przepraszam. Ale nie wiedziałam co pisać, czy jest sens. Jednak tu wracam. Obiecuję poprawę... Tak już mam...
Moje tak zwane życie... Ostatnio popadam w jakiś obłęd... Lęk przed wszystkim paraliżuje mnie doszczętnie... Boję się zasypiać, boję się podejmować decyzje...
Sesja zakończona już w styczniu, teraz wolne do marca na spłodzenie pracy licencjackiej... Tak siedzę i piszę i myślę a po co mi to wszystko? Tak czas zmienić uczelnie i kierunek. Byle do lipca.
Sprawy uczelniane mają swoje odzwierciedlenie w sprawach zdrowotnych... Nie ma to jak noce spędzone w toalecie... Moje ciało buntuje się już na każdą najmniejszą nawet oznakę zdenerwowania... A ja nie chcę ani lekarza, ani żadnych leków na uspokojenie. Bo nie!
A miłośnie mi wciąż...
I ślub będzie. A co!
P.S. Ktoś tu jeszcze zagląda? Jeśli ktoś z zahasłowanych, to poproszę o maile, upomnę się o hasło.
Nie ma się po co denerwowac szkołą.. ja nigdy aż tak się nie denerwowałam studiamii.. jak się nie uda to co? świat nie zginie :D a poza tym trzeba być zawsze dobrej myśli :)... ślub? dlaczego ja zawsze się dowiaduje na końcu.. ;( buu..
Gratuluje :) :*
To jest jedna ze smutniejszych prawd codzienności dotycząca nas samych.
Kiedy słub :>
Na pewno warto się męczyć?
Gratulacje :)
Dodaj komentarz