...
Walentynkowo mi... Bo lubię tak zaspana słuchać jego głosu... Że cieszy się z naszych kolejnych Walentynek razem... W tym roku mnie zaskoczył... I prezent, i kwiaty i ręcznie wypisana serduszkowa kartka i kino romantyczno - komediowe...
Ode mnie skromnie... Czekam na ten obiecany przypływ gotówki... Wymyśliłam, że jako spóźnioną Walentynkę podaruję mu czerwonego bojownika w szklanej kuli... Chciałabym żeby miał małą istotkę, za którą będzie czuł się odpowiedzialny... Wiem, że marzy o psie, ale na początek może być rybka :).
Ferie prawie przeleciały...
Zamiast ogromu nauki był ogrom pracy [mam nadzieję, że przełoży się to na ogrom pieniędzy...] Szkolenie teoretyczne i praktyczne do egzaminu na prawo jazdy...
A jak wrócę na uczelnie będzie płacz i zgrzytanie zębów, bo tego nie nadrobię... Taką presję czuję i uczucie beznadziejności... Wmawiają nam tylko, że jesteśmy do niczego, nic nie umiemy, wiedzę mamy z liceum i będziemy powtarzać rok... Nie ma to jak skuteczne zniechęcanie... Psychicznie mam dosyć...
Dodaj komentarz