...
Dzisiaj kryzysowo... Zdecydowanie tak... Nie pamiętam, kiedy rozpłakałam się tak jak dzis... Wygrałam bilety na dzisiejszy wieczór do teatru... Wiedziałam, że nie będzie chciał tam isc... Ale zapytałam, tak na wszelki wypadek... Zadzwonił, rozmawialismy długo przez telefon, planowalismy spędzenie jutrzejszego dnia razem... Że sniadanko zje u mnie, pogrzebie w moim samoaktualizujacym się komputerku, a potem pojedziemy do niego na obiadek, który ugotuje specjalnie dla mnie... Wróciłam do nauki, a po chwili przyszedł sms... Od niego... Bynajmniej nie do mnie...
"Widzimy się dzisiaj, bo Natalia wyjechala do babci i mam wolne"... Nie musiałam pytać do kogo miał dotrzeć, ale został odruchowo wysłany do mnie... Zagryzłam wargi i odpisałam mu... "Widzę, że jednak plany na wieczór masz - niekoniecznie teatralne... Nie ten numer"... I po chwili odpowiedz... "Wiedziałem, że się wyda, trzeba było Ci powiedzieć. Agata chce się ze mna spotkac, moge?"... I moje zapłakane już: "Tajemnica... Przecież Ci nie zabronie... Tylko kto jedzie do babci, bo bynajmniej nie ja?"... Dziwne w jak krótka chwilę może czlowieka ogarnac zwatpienie... "Jakbym jej napisał, że idzesz do teatru sama, to by zaczeła wymyslac, że tam poszlas z jakims innym, a tego nie lubię - jak tak mówi. Gniewasz się, prawda? :("
Nie... Nie gniewam się... Po prostu zrobiło mi się przykro... Po prostu ona znów miesza się w moje, w nasze życie... A jeszcze nie tak dawno, nie raczyła mu odpisać na smsa... Zastanawiam się co jeszcze mu mówi... Uniosłam się piszac, że ma teraz wolne od przymusu spotykania się ze mna i cała reszta jest już nieistotna...
Liczy się sam fakt... Nie powiedział mi o tym, dowiedziałam się o spotkaniu z nia przez przypadkowo zle wyslanego smsa... Sam fakt, że nie był ze mna do konca szczery zabolał... Samo stwierdzenie, że nie chce isc do teatru, by po chwili okazać się, że jest umowiony z nia... Zabolało, bo odczułam to tak, jakby musiał ukrywać się, czatować aż gdzies wyjdę by się z nia spotkac... Jest mi z tym ciezko...
Nie potrafię już tłumić wszystkiego w sobie... Widać zabolalo go... A ja jakby mniej ufna, bardziej watpliwa juz... Napisał, że to jest istotne, bo nie traktuje naszego zwiazku jako przymusu i chce wrócic do tej rozmowy jutro w cztery oczy... Ale czy ja chcę? Czy będę wiedziala co mam mu powiedzieć? Powiedział, że sama najlepiej wiem jak ona na mnie dziala, jak spinam się gdy tylko usłyszę jej imię... A chce spotkać się z nia miedzy innymi po to, by odebrac moja płytę, która pozyczył jej kilka miesiecy temu, jeszcze przed wyjazdem do Grecji...
Zapytał, czy znalazłam towarzysza na wieczorny spektakl... Napisałam, że pójdę sama, lub dam ogłoszenie na forum, może zgłosi się ktos, kto nie wygrał a chciałby jeszcze pójsc... Zapytał, czy może jednak pojechać ze mna... Odpowiedziałam, że nie... Z przymusu? Po co? Chcę być teraz sama... Chcę być tam sama... Napisał tylko, że zawsze musi cos zepsuć...
"Kocham Cię i przepraszam, że sprawiłem Tobie przykrosc."
Dlaczego tak jest? Widocznie nie może być zawsze kolorowo i słodko...
Dlaczego to tak bardzo ciazy i nie jest łatwiej, mimo jego zapewnien?
Przytulam Cie mocno.
Dodaj komentarz