100
Notka numer 100... Zakładajac bloga myslałam, że to taki mój kaprys... Nie sadziłam, że mogłabym dotrwac 50 wpisu... Do moich oczu napłynęły łzy... Staram się z całych sił zatrzymać je i nie pozwolić im wydostać się na zewnatrz, ale bezskutecznie... Krzyczę a łzy plyna mi z oczu.. Zobaczyłam Anioła.. Nie podał mi dłoni... Kuba... Usmiecham się jednak... Nie do tych, co na mnie patrza... Usmiecham sie do siebie... 4 miesiace... To bardzo długo... Przez te cztery miesiace, zatarł mi się jego obraz w pamięci... Tak niewyraznie widzę już intensywny kolor jego oczu... Jak zza mgły wyłania się jego usmiech, sylwetka... Nie pamiętam już jak pachnie... Nie umiem przywołać tego zapachu... Wiem, że jest cudowny... Delikatny... Słodki... I tak łatwo przechodził na moje ubranie, które cały wieczór pachniało nim... Nie umiem przypomnieć sobie jego głosu... Ciepły, męski, łagody... Nie pamiętam jednak barwy... Widziałam go wczoraj... Wszystko powróciło... Uswiadomiłam sobie jak bardzo mi go brakuje, jak bardzo jest zle samej, jak bardzo tęsknię... Tak bardzo... Jechałam autobusem do szkoły... Tak jak zawsze we wtorek na 12:00... Mój autobus zatrzymuje się tam gdzie chca pasażerowie, wystarczy nacisnać guziczek "przystanek na żadanie"... I ktos nacisnał... Autobus zboczył ze swojej stałej trasy, skręcił... A ja zobaczyłam jego... 11:33... Smochowice... Rozpięta kurtka... Moja ulubiona jego bluza... W która tyle razy się wtulałam... Na której wymieszane zostały nasze zapachy... Ułamek chwili, autobus ruszył... Nie widział mnie... Rozpłakałam się... W autobusie, nie zważajac na jadacych w nim ludzi... Pracował do 1:30, nocował u siostry, wyspał się, zjadł i szedł na autobus... Jechał miejskim 61, jechał za moim, gminnym 02... Nie wiedziałam co zrobić... Chciałam poczekać na przystanku, na którym wysiadzie... Ale co wtedy? Jak zareagowałby on? Jak zareagowałabym ja? Rozplakałabym się... A on? Czy umiałby się przywitać? Czy przeszedłby nie zauważajac mnie? Poszłam do szkoły... Stałam przed wejsciem koło dużego drzewa i czekałam... Przyjechał autobus... Wysiadł on... Nie miał szans mnie widzieć, za to ja widziałam doskonale jak wysiadł... I ta cholerna pustka... Tak chciałam pobiec, przytulić się... A stałam nieruchomo wpatrzona w oddalajaca się sylwetkę... Spojrzałam na swoje dłonie... Takie maleńkie... Ale nie splecione z jego... Samotne... Jak ja...
Nie piszę niczego, by ktokolwiek mi współczuł... Nie lubuję się w litosci... A dzisiaj zostałam o to posadzona... Jeżeli ktos nie akceptuje mnie takiej jaka jestem - niech nie czyta... Ale nie obmawia za plecami... Od czego sa komentarze? Niech wszyscy zobacza! Bo zabolało...
Niech nie zrażają Cię czyjeś głupie opinie, bo to co piszesz jest na prawdę cudowne, takie wyjątkowe... ...Twoje
Dobrze, że jesteś! ^^
Pozdrawiam...
A takimi ludzmi, którzy bluzgaja, bo czują się lepsi- w ogóle się nie przejmuj.
trzymaj się cieplutko :*
Trzymaj się! Ze wspomnieniami :*
ale glowy do gory, kochana, kazdy z nas w koncu odnajdzie swoje przeznaczenie, swoje szczescie :*
ale glowy do gory, kochana, kazdy z nas w koncu odnajdzie swoje przeznaczenie, swoje szczescie :*
pozdrawiam...
Dodaj komentarz